Jeśli spotkasz Kwiaciarza…

wiosna idzie

Całkiem niedaleko od naszego domu jest miejsce, które nazywam “straganem”. Po prawdzie to skupisko dosłownie kilku kramików – większych i mniejszych prywaciarzy, jak kiedyś ich nazywano. Dziś pewnie to przedsiębiorcy, wszystko się zmienia z czasem, szczególnie nazwy – stare już zużyte, nie pasują. Chociaż okolica taka trochę jeszcze wczorajsza na oko. Na łóżkach polowych, na turystycznych stolikach i prowizorycznych, zbitych z desek ławeczkach, stawiają to, co mają na sprzedaż. Głównie owoce i warzywa, ale też kwiaty, czasem jakąś “chemię z Niemiec” i dodatki sezonowe, taki polski standard – raz fajerwerki, kiedy indziej ozdoby wielkanocne albo rękawiczki. Na straganie można kupić najlepsze warzywa i owoce w okolicy, niezależnie od pory roku. Chętnie robię tam zakupy, to jedno z moich ulubionych miejsc. Teraz, kiedy wiosna idzie – na nowo budzi się do życia.

Sprzedają tam też kwiaty. Najczęściej cięte, w sezonie doniczkowo-balkonowe. Tych stoisk jest może ze trzy, wyglądają tak profesjonalnie jak możne wyglądać takie miejsce. Właściciele chowają się przed wiatrem czy deszczem w swoich całkiem niezłych samochodach, którymi co rano z giełdy kwiatowej przywożą towar. Na uboczu siedzi On.

Ma najmniejszy, lekko połamany stolik, rozpadające się krzesło, znoszone ubrania i największy uśmiech w okolicy. Dla mnie jest niczym pomnik dzielnicy – od zawsze i na zawsze. Jego “oferta” woła o pomstę do nieba – od kiedy pamiętam ma najbrzydsze kwiaty, no nie mogę tego inaczej opisać, mimo wielkiej sympatii. Albo są połamane, albo już przekwitają. Jeśli wyglądają jako tako, to każdy jest w innym kolorze. Czy nawet gatunku. Ma najmniejszy wybór i same liche egzemplarze, zawsze, za każdym jednym razem.

Ja gaduła trochę jestem, pewnie też z tego powodu dobrze czuję się na bazarze – naturalne środowisko przekupy :P W ubiegłym roku, całkiem przypadkiem, odkryłam sekret Kwiaciarza. Otóż kwiaty, które sprzedaje nie pochodzą z kwiatowej giełdy, ale “wyhodowała je jego mamusia w ogródku… działkowym”. Jeśli dodamy do tego, że lat pięćdziesiąt musiał skończyć już naprawdę dawno, obraz zaczyna się rozjaśniać. Jego pogoda ducha, radość na widok przechodniów i uśmiech, jaki ma naprawdę dla każdego, są wprost zadziwiające. Jak to jest, że człowiek, który ma tak niewiele, daje innym tak wiele?

Kupiłam od niego kwiaty raz, później drugi. Brzydkie jak nieszczęście najczęściej. Tyle razy obiecywałam sobie, że dziś to już na pewno pójdę dalej, kupię te ładne, równe, w pąkach. Na pewno dłużej postoją. I nic. Nic z tego, serce zawsze mnie zatrzymywało u niego, chociaż na rozmowę. A jeśli w planach były zakupy, to też tam. W ubiegłym roku byłam świadkiem, kiedy jakaś kobieta, która kupiła od niego doniczkową pelargonię dość nieelegancko wybierała swój egzemplarz, dotykała wszystkich, wybrzydzała. Kwiaciarz oddał jej dychę i powiedział, że woli nie sprzedać niż sprzedać komuś, kto kwiatów nie kocha. Pani dłuższą chwilę nie mogła otrząsnąć się z szoku, tym bardziej, że wyglądała na nienawykłą do przyjmowania odmowy. “Nie sprzedam i koniec” – i zdania nie zmienił.

Wtedy skradł moje serce do końca. Czy upał, czy deszcz, czy śnieg – siedzi lekko przygarbiony na zniszczonym wędkarskim stołeczku. Zawsze ma ze sobą termos z herbatą i kanapkę, którą mu mama robi. Siedzi rano, kiedy pędzę na pocztę i tylko skinieniem głowy witam go w pośpiechu. Siedzi dalej, kiedy przejeżdżam obok jadąc po Leona do przedszkola. I wieczorem, jak wpadam do sklepu obok po makaron i mokre chusteczki – siedzi nadal. A czasem jak późnym wieczorem jedziemy tamtędy z Tomkiem na rowerach, jeszcze siedzi.

Siedzący, pogodny, warszawski Budda. Tak o nim czasem myślę. Wiele można się od niego nauczyć.

Piszę Wam o nim, bo zniknął ostatnio. Nie ma go, a ja tęsknię. Póki zima, to jeszcze sobie tłumaczyłam jakoś (bo zwykle i zima go nie powstrzymywała, a na pewno nie na tak długo). Ale wiosna, wiosna puka do drzwi, a Kwiaciarza nie ma. Żal.

Jeśli gdzieś spotkacie mężczyznę z brzydkimi kwiatami, ale szerokim uśmiechem na twarzy, szepnijcie mu, że już wiosna. I że czekam na niego bardzo.

W stałym miejscu, o każdej porze.

Subscribe
Powiadom o
guest
1 Komentarz
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
aniuka
aniuka
7 lat temu

Wzruszyłam się….tak po ludzku. Pięknie napisane.